19 listopada to dzień, który skłania nas do szczególnej refleksji. Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Przemocy Wobec Dzieci przypomina nam, jak bardzo dzieci potrzebują naszej prawdziwej, uważnej obecności. W codziennym pędzie łatwo zapomnieć, że to właśnie my – dorośli – jesteśmy dla nich pierwszym światem, pierwszym lustrem, pierwszym miejscem, w którym próbują zrozumieć swoje emocje.
Dzieciństwo jest wrażliwe, pełne zachwytów, ale też lęków i nieznanych jeszcze uczuć. Dziecko nie potrafi ich nazwać, dlatego tak bardzo potrzebuje dorosłego, który pomoże zrozumieć to, co trudne. Nasze reakcje, ton głosu i sposób, w jaki słuchamy, budują w dziecku poczucie wartości lub je podważają. Każde nasze słowo zostawia w nim ślad.
Przemoc wobec dzieci nie zawsze jest głośna. Bywa ukryta w obojętności tam, gdzie powinno pojawić się zrozumienie. W podniesionym tonie, który miał być szybkim rozwiązaniem, a staje się źródłem lęku. W zdaniach wypowiadanych w pośpiechu, które w dorosłej głowie znikają, alew dziecięcej zostają na lata.
To, co dla dorosłego jest chwilą słabości, dla dziecka bywa definicją tego, kim jest i na co zasługuje.
Rodzicielstwo bez przemocy nie oznacza braku trudnych emocji. Każdy rodzic bywa zmęczony
i przeciążony. Nie chodzi o perfekcję, ale o świadomość. O gotowość, by zobaczyć trudny moment i spróbować go naprawić. Dziecko nie potrzebuje idealnego rodzica – potrzebuje rodzica autentycznego, który potrafi wrócić i powiedzieć: „Przepraszam, spróbuję jeszcze raz”.
Właśnie wtedy buduje się zaufanie, które jest silniejsze niż złość.
Ten dzień przypomina nam, jak ważne jest, aby zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na nasze dzieci z uważnością. Czy czują się przy nas wysłuchane? Czy wiedzą, że mogą na nas liczyć, nawet gdy emocje są trudne?
Dzieciństwo bez przemocy buduje się nie wielkimi gestami, lecz drobnostkami codzienności – sposobem, w jaki odpowiadamy na łzy, tonem, jakim tłumaczymy, ciepłem, które okazujemy, gdy w małych oczach pojawia się lęk.
Każde dziecko zasługuje na dzieciństwo, które daje siłę – nie rany.
To my tworzymy fundament ich emocjonalnego bezpieczeństwa. To w naszych słowach, spojrzeniach i gestach zakotwicza się ich przekonanie, że są ważne, kochane i bezpieczne.
19 listopada to dzień, który przypomina, że mamy wpływ – ogromny.
Możemy być dla naszych dzieci przestrzenią, w której uczą się bliskości, zrozumienia i tego, że świat potrafi być dobry.
Z potrzeby serca – zatrzymajmy się dziś, by zobaczyć nasze dzieci naprawdę.
Dziecko, które czuje za dużo – o wrażliwości i przeciążeniu emocjonalnym dzieci
Psycholog o tym, jak rozumieć i wspierać dzieci o dużej wrażliwości emocjonalnej
Coraz częściej w gabinecie spotykam rodziców, którzy mówią:
„Moje dziecko wszystko przeżywa za mocno”,
„Płacze z byle powodu”,
„Nie potrafi się uspokoić”,
„Boi się nowych sytuacji”.
Za tymi słowami zazwyczaj kryje się dziecko o dużej wrażliwości emocjonalnej – takie, które czuje więcej, mocniej i głębiej niż większość rówieśników.
Wrażliwość nie jest zaburzeniem ani „przesadą”. To cecha temperamentalna, wynikająca z tego, jak funkcjonuje układ nerwowy dziecka. Wrażliwe dzieci są bardziej uważne, empatyczne, szybciej wychwytują nastroje innych i intensywniej reagują na bodźce. Często bywają twórcze, refleksyjne, niezwykle spostrzegawcze. Jednak ta sama cecha, która jest ich atutem, może też prowadzić do przeciążenia emocjonalnego. To, co dla jednego dziecka jest drobną przykrością, dla wrażliwego może być ogromnym przeżyciem.
Dla rodzica bywa to wyzwaniem. Gdy dziecko reaguje płaczem, złością lub wycofaniem na sytuacje, które z dorosłej perspektywy wydają się „błahostkami”, łatwo o zniecierpliwienie. Wtedy często padają słowa: „Nic się nie stało”, „Nie przesadzaj”, „Nie ma o co płakać”. Tymczasem dla dziecka naprawdę coś się stało. W jego świecie emocje są realne, intensywne i trudne do opanowania.
W psychologii mówimy wówczas o przeciążeniu emocjonalnym – stanie, w którym dziecko doświadcza tak silnych uczuć, że jego układ nerwowy nie potrafi sobie z nimi poradzić. Objawia się to napadami płaczu, wybuchami złości, trudnościami z zasypianiem, bólami brzucha czy głowy, drażliwością, lękiem lub wycofaniem. To nie manipulacja ani złośliwość – to komunikat: „Jest mi za trudno.”
W takich momentach dziecko nie potrzebuje moralizowania, tłumaczeń ani kar. Potrzebuje regulującej obecności dorosłego – kogoś, kto pozostanie spokojny, nazwie to, co widzi, i pomoże emocjom opaść. Czasem wystarczy proste zdanie: „Widzę, że jest ci bardzo trudno. Jestem tu z tobą.” Taki komunikat nie rozwiązuje sytuacji natychmiast, ale daje dziecku to, czego najbardziej potrzebuje – poczucie bezpieczeństwa i bycia rozumianym.
Rodzice często pytają mnie, jak mogą wspierać swoje wrażliwe dziecko. Odpowiadam: zauważaj, nie oceniaj, towarzysz. Nie chodzi o to, by chronić dziecko przed każdym napięciem, lecz by nauczyć je, że emocje – nawet te trudne – są częścią życia, z którymi można sobie poradzić. Dziecko uczy się tego przede wszystkim poprzez obserwację. Jeśli widzi, że rodzic potrafi się zatrzymać, oddychać spokojnie i mówić o swoich uczuciach, jego własny układ nerwowy uczy się tego samego.
Wrażliwość emocjonalna nie jest wadą, którą trzeba „naprawiać”. Jest zasobem – pod warunkiem, że nauczymy się ją rozumieć. Dziecko, które ma prawo czuć i doświadczać, które widzi, że jego emocje są akceptowane, dorasta w przekonaniu, że samo w sobie jest w porządku. A to fundament zdrowej samooceny i odporności psychicznej.
Z perspektywy psychologa widzę, jak wiele dobrego dzieje się wtedy, gdy rodzice przestają walczyć z emocjami dziecka, a zaczynają je oswajać. Napięcie maleje, relacja się pogłębia, a dziecko zyskuje bezpieczną przestrzeń, w której może być sobą – również wtedy, gdy jest mu trudno.
Bo dziecko, które czuje za dużo, wcale nie potrzebuje świata cichszego i łatwiejszego. Potrzebuje dorosłego, który pokaże mu, że wszystkie emocje mają prawo istnieć – i że zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże je unieść.
Obowiązki domowe – dlaczego są ważne w wychowaniu dzieci?
Kiedy rozmawiam z rodzicami, często słyszę pytanie: „Czy naprawdę warto dawać dziecku obowiązki domowe? Czy nie lepiej pozwolić mu skupić się na nauce i zabawie?” To pytanie powraca regularnie i pokazuje, że jako dorośli czasem wahamy się, czy nie „przeciążymy” dziecka. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że to właśnie obowiązki domowe są jednym z ważniejszych elementów wychowania – i to nie dlatego, że pomagają nam, dorosłym, ale dlatego, że rozwijają dziecko.
Obowiązki uczą odpowiedzialności. Kiedy dziecko wie, że to ono nakrywa do stołu, podlewa kwiaty czy wynosi śmieci, zaczyna rozumieć, że dom jest wspólną przestrzenią, za którą każdy odpowiada. Uczy się, że jego wysiłek ma znaczenie i że jest częścią czegoś większego – rodziny. W ten sposób rodzi się poczucie sprawczości i świadomość, że mały człowiek ma realny wpływ na otoczenie.
Często spotykam dzieci, które mówią: „Nie muszę nic robić, mama zrobi za mnie”. Na pierwszy rzut oka może to wyglądać jak wygoda, ale w praktyce to sygnał, że dziecko nie doświadcza jednego z najważniejszych uczuć – bycia potrzebnym. Badania psychologiczne jasno pokazują, że dzieci, które mają dostosowane do wieku obowiązki, czują się bardziej pewne siebie i kompetentne. To właśnie te drobne, codzienne zadania – pozornie niewielkie – budują poczucie wartości.
Obowiązki domowe to także szkoła wytrwałości. Nie zawsze są przyjemne. Trzeba wstać od komputera, żeby nakarmić psa. Trzeba włożyć naczynia do zmywarki, choć wolałoby się dokończyć grę. To właśnie te momenty uczą, że w życiu są zadania, które trzeba wykonać, nawet jeśli nie mamy na nie ochoty. To doświadczenie niezwykle przydatne w dorosłości – kiedy obowiązki szkolne czy zawodowe nie zawsze będą łatwe i przyjemne.
Rodzice często obawiają się, że obowiązki zabiorą dziecku dzieciństwo. Z mojego doświadczenia wynika coś odwrotnego – że obowiązki uczą dziecko równowagi. Pokazują, że jest czas na zabawę, ale jest też czas na odpowiedzialność. Że życie składa się z przyjemności i zadań, i że jedno nie wyklucza drugiego.
Warto pamiętać, że obowiązki to nie kara. Jeśli traktujemy je jako naturalną część życia rodzinnego, dziecko uczy się, że wspólnota to współpraca. Wspólne gotowanie obiadu, sprzątanie po kolacji czy nawet segregowanie prania mogą być okazją do rozmów, żartów i bycia razem. To właśnie wtedy najmocniej budują się więzi rodzinne – w codziennych, prostych czynnościach.
Oczywiście obowiązki powinny być dopasowane do wieku. Małe dzieci mogą z dumą podlewać kwiaty, sprzątać swoje zabawki czy podawać sztućce do stołu. Uczniowie szkoły podstawowej świetnie radzą sobie ze ścieleniem łóżka, karmieniem zwierząt czy pomaganiem przy zakupach. Nastolatki mogą już samodzielnie przygotować prosty posiłek, posprzątać mieszkanie czy zrobić pranie. Dzięki temu każdy etap rozwoju niesie ze sobą nowe wyzwania i uczy kolejnych umiejętności, które w dorosłym życiu staną się czymś naturalnym.
Dlatego zachęcam Państwa, by nie bać się powierzania dzieciom obowiązków. To nie jest odbieranie im dzieciństwa, ale dawanie im narzędzi do dorosłości. Dziecko, które dziś nauczy się dbać o własny pokój, jutro łatwiej poradzi sobie w dorosłym życiu. A co najważniejsze – będzie miało poczucie, że jest ważną częścią rodziny, która na niego liczy.
| Wiek dziecka | Przykładowe obowiązki |
|---|---|
| Przedszkolak (3–6 lat) | odkładanie zabawek, podlewanie kwiatów, wkładanie brudnych ubrań do kosza, podawanie sztućców do stołu |
| Uczeń młodszych klas (7–9 lat) | ścielenie łóżka, karmienie zwierzaka, wycieranie kurzu, pomaganie przy zakupach, odkładanie naczyń do zmywarki |
| Uczeń starszych klas (10–12 lat) | odkurzanie, proste prace w kuchni (np. krojenie warzyw), wynoszenie śmieci, segregacja prania |
| Nastolatek (13+ lat) | gotowanie prostych posiłków, mycie podłóg, robienie prania, opieka nad młodszym rodzeństwem, planowanie swojego czasu |

Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom – głos psychologa do rodziców
10 września cały świat zatrzymuje się na chwilę, żeby mówić o jednym
z najtrudniejszych tematów – o samobójstwach. To temat, którego boimy się dotknąć, bo jest bolesny, bo budzi lęk. Ale właśnie dlatego trzeba o nim mówić. Jako psycholog szkolny, który od lat towarzyszy dzieciom i młodzieży w ich trudnościach, wiem jedno – milczenie zabija, a rozmowa ratuje życie.
Nie są to tylko moje słowa z praktyki. Dane są jednoznaczne. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że co 40 sekund ktoś na świecie odbiera sobie życie. W Polsce każdego roku życie traci w ten sposób kilkaset osób poniżej 18. roku życia. A prób samobójczych jest jeszcze więcej – w 2023 roku ponad 2000 dzieci i nastolatków podjęło taki krok. To są liczby, które nie powinny istnieć. Ale za każdą liczbą stoi dziecko, które nie zobaczyło już dla siebie nadziei.
Samobójstwo nie rodzi się z dnia na dzień. To proces. Psychologia mówi o nim jako
o „spirali kryzysu” – powolnym pogłębianiu się cierpienia, które dla dziecka staje się nie do zniesienia. Amerykański badacz Edwin Shneidman pisał, że samobójstwo nie jest pragnieniem śmierci, ale pragnieniem końca bólu. I to zdanie najlepiej oddaje to, z czym mierzą się młodzi ludzie. Oni chcą ulgi, nie końca życia.
Dlatego tak ważna jest nasza rola – dorosłych. Rodzice często pytają mnie: „co mam zrobić, żeby moje dziecko nie wpadło w taki kryzys?”. A ja odpowiadam: bądź obok. Rozmawiaj. Pytaj nie tylko o stopnie, ale o to, co czuje, czego się boi, co sprawia mu radość. To właśnie te codzienne rozmowy są – jak pokazują badania – najskuteczniejszą profilaktyką. National Institute of Mental Health jasno podkreśla: poczucie bycia wysłuchanym i akceptowanym jest jednym z najważniejszych czynników chroniących przed samobójstwem.
Z doświadczenia wiem, że czasem te sygnały są bardzo subtelne. Dziecko zamyka się w pokoju, mówi częściej, że „nie ma sensu”, nagle obniża mu się nastrój. Łatwo to zrzucić na „bunty” albo „humory dorastania”. Ale prawda jest taka, że każdy taki sygnał powinien być dla nas poważnym alarmem. Lepiej zareagować za wcześnie, niż za późno.
Rodzice często boją się rozmawiać o samobójstwie – myślą, że samo słowo może „podsunąć pomysł”. To mit. Nauka pokazuje, że rozmowa o trudnych emocjach nie zwiększa ryzyka, a wręcz odwrotnie – otwiera przestrzeń do szukania pomocy.
Dlatego proszę Was dziś, w tym symbolicznym dniu – nie bójcie się pytać, nie bójcie się słuchać. Jeżeli coś Was zaniepokoi – sięgnijcie po wsparcie. Są telefony zaufania, są poradnie psychologiczno-pedagogiczne, są psycholodzy w szkołach. Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111 działa całą dobę, bezpłatnie i anonimowo. To naprawdę może uratować życie.
Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom przypomina nam, że każde życie jest bezcenne. I że w ogromnej większości przypadków tragedii można zapobiec – jeśli tylko będziemy obecni, uważni i gotowi nieść nadzieję wtedy, kiedy dziecko już jej nie widzi.
Zachęcam Państwa także do odwiedzenia zakładki „Gdzie szukać pomocy”, gdzie znajdą Państwo konkretne adresy i telefony instytucji wspierających dzieci, młodzież
i rodziny w kryzysie.
Szymańska Martyna
psycholog szkolny